Dodano 9 lat temu

Wielkie wyzwanie – Tour de PolQuad

(Brak opinii)

Tour de PolQuad – próba przejechania Polski dookoła quadami Yamaha Grizzly 700.

Quad Adama: 2007r, przebieg 9185km/649 mth, zrobione 1815km/45,1 mth

Quad Jarka: 2008r, przebieg 12715km/994 mth, zrobione 1698km/44,1 mth

 

Pomysł powstał w naszych głowach rok temu, chcieliśmy spróbować się w dalekiej turystyce, a że nie mieliśmy doświadczenia, zagraniczne podróże sobie odpuściliśmy i postanowiliśmy zwiedzić Polskę. Dopiero po tym jak postanowiliśmy objechać nasz wspaniały kraj, zrobiliśmy rozeznanie w internecie czy ktoś wcześniej dokonał czegoś podobnego quadem. Po dłuższych poszukiwaniach okazało się, że tylko niepełnosprawny Artur Labudda w 63dni mając do dyspozycji dwa nowe quady Polaris pokonał dystans ponad 6tys km. My jednak mieliśmy do dyspozycji już dość zużyte quady i czas 2 tygodni.

 

Przygotowania rozpoczęliśmy od wstępnego zamysłu przejazdu, który następnie trzeba było odzwierciedlić w narysowaniu trasy na urządzenie GPS GARMIN. Postanowiliśmy też porozsyłać pisma do urzędników z prośbą o wskazanie miejsc i wydanie pozwoleń na przejazdy niewielkimi fragmentami, gdzie jest zakaz ruchu kołowego. Polscy urzędnicy wolą jednak pozostać w odpowiedniej symbiozie z własnym stołkiem i nie wydawać decyzji wymagających przemyślenia dostarczonej treści. Co gorsza nie tylko dostaliśmy negatywne odpowiedzi, ale zostaliśmy nawet nastraszeni (przepraszam pouczeni), co nam zrobią jak nas złapią. Szkoda tylko, że nikt nie pomyślał, że nie pytalibyśmy się o zgodę jak przepisy byłyby nam nieznane. Odpuściliśmy sobie, więc tracenie czasu na pisma, zmodyfikowaliśmy trasę tak, aby przebiegała tylko drogami publicznymi z unikaniem jednak dróg asfaltowych. Postanowiliśmy, że udowodnimy sobie i wielu innym, że da radę podróżować legalnym off-roadem po Polsce.

 

Kolejnym etapem było przygotowanie quadów i zebranie niezbędnych rzeczy wyjazdowych. Lista tego, co przydałoby się ze sobą zabrać była dość długa, tak, aby być przygotowanym na różne ewentualności. Nasze zmęczone „misie” wymagały szczególnej troski w przygotowaniu, które staraliśmy się wykonać jak najlepiej wymieniając wszelkie niezbędne elementy i robiąc kompleksowy serwis. Podstawą w przygotowaniu było też znaczne zredukowanie masy, więc pozdejmowaliśmy cały rajdowy szpej i założyliśmy seryjne szosowe opony. Osoby, które były zainteresowane śledzeniem naszych poczynań miały możliwość obserwowania naszego profilu facebookowego, jak i również po zarejestrowaniu na stronie www.quadowebezdroza.pl było aktywne śledzenie nas na mapie. Tydzień przed wyjazdem byliśmy już w pełni przygotowani, quady spakowane, a my bardzo pozytywnie nastawieni do wyjazdu.

 

29.06.2014 Dzień dojazdowy – spotykamy się w Grodzisku Mazowieckim na Placu Króla Zygmunta Starego, gdzie żegnamy się z rodziną i znajomymi. Oflagowane quady czekają na wyjazd. Godzina 20:00 ruszamy już w niewielkich opadach deszczu a po przejechaniu zaledwie 20 km musimy założyć na siebie odzież wodoodporną. Po wyjechaniu z miasta od razu zaczęliśmy jazdę po naszym śladzie, który początkowo okazał się mocno off-roadowy, przez co straciliśmy na samym początku dość dużo czasu. Zaczęło robić się ciemno, postanowiliśmy, więc dotrzeć do granicy jak najszybciej pokonując resztę trasy drogami asfaltowymi. Nie był to przyjemny przejazd, gdyż coraz silniejszy deszcz dawał się mocno we znaki. W połowie dojazdu zatrzymaliśmy się zatankować i cieplej ubrać. Przy granicy byliśmy dopiero o 2:00 w nocy, deszcz przestał padać, a my zaczęliśmy szukać miejsca noclegowego, co jak później się okazało było nie małym wyzwaniem. Niewielkie miasta o tej godzinie wyglądały jak wymarłe, wszystkie punkty noclegowe, jakie mieliśmy na mapie w rzeczywistości nie istniały lub były pozamykane. W pewnym momencie w miejscowości Kodeń zobaczyliśmy zapalone światło w jednym z budynków i otwartą bramę, postanowiliśmy podjechać. Okazało się, że to piekarnia, w której pracowały dwie osoby na nocną zmianę. Pani Irenka, która tam pracowała była tak uprzejma, że obudziła po 3 w nocy swoją koleżankę, która to zgodziła się nas przenocować. Zmęczeni podróżą wypiliśmy po łyku mocnej „herbaty” z panią Agatą (właścicielką agroturystyki) i położyliśmy się spać.

 

Dzień I – pobudka 8 rano, więc wiele nie pospaliśmy, a mocno nakręceni na jazdę o 9:00 już wystartowaliśmy. Szybko dotarliśmy do granicy i dalej postanowiliśmy poruszać się po naszym śladzie. Drogi, które były widoczne na mapach Garmina w realu jakoś szybko zaczęły się kończyć w środku niczego, co skutkowało poszukiwaniem innych przejezdnych dróg. Pogoda jednak dopisywała i był to bardzo mile „stracony” czas w terenie. Podążając dalej pasek napędowy w Jarka quadzie zakończył swój żywot. Żeby było ciekawiej podczas jego wymiany złapało nas potężne oberwanie chmury, które skutecznie przedłużyło i utrudniło wymianę. Kolejne kilometry przebiegły już bez problemowo, a nasze zmagania skończyliśmy w miejscowości Horyniec-Zdrój o godz. 22:00 z dziennym przebiegiem 327km.

 

Dzień II – ponownie pobudka o 8:00 i rozpoczęcie dnia od napraw u sąsiadującego wulkanizatora. Naprawy, tankowanie i pakowanie przeciągnęły wyjazd na 12:00. Początkowo trasa przebiegała bez pomyłek prowadząc nas naprzemiennie szutrami i asfaltem. Dobra passa nietrwała jednak zbyt długo i przy samej granicy z Ukrainą urwał się tylny zacisk hamulcowy w „misiu” Adama jednocześnie uszkadzając felgę. Naprawa trwa 10 minut, wyrzucamy zacisk, zakładamy ponownie krzywą felgę i dojeżdżamy tak do miejscowości Młodowice, gdzie uruchamiamy wszystkie kontakty w celu zdobycia dobrej felgi. Po sznurku telefonów skontaktowaliśmy się z Piotrem Zabłotnym, który był tak uprzejmy, że pożyczył koło z własnego quada. Spotkaliśmy się w Ustrzykach Dolnych przy wulkanizacji, zrobiliśmy szybką podmiankę i dzięki temu mogliśmy pokonać kolejne 120km. Po drodze trafiła nam się ciekawa przeprawa przez rzeczkę. Tamtejsza mieszkanka postanowiła nam wskazać przejazd gdzie woda jest po łydki i codziennie jeżdżą tam traktory. Skoro tak to jedziemy, jednak woda nagle zrobiła się po lampy. Pani zdziwiona: „przecież wczoraj tu spacerowałam” jednak zapomniała, że przez noc były obfite opady. Dalsza część trasy to nie widoczna na mapach przepiękna szybka trasa przez góry, która zrobiona była dla ciężkiego sprzętu wycinającego las – no ale podobno to quady niszczą lasy. Około 21:00 kończymy noclegiem w Komańczy z dziennym przebiegiem 275km.

 

Dzień III – start na trasę o 8:00 z postanowieniem omijania nie przejezdnych tras. Początkowo natrafiamy na piękne drogi przez góry, które po pewnym czasie też się skończyły i byliśmy zmuszeni do zrobienia kilku mocnych przepraw. Dalsza część to jednak kontynuacja wspaniałych widoków i górskich serpentyn. Przeprawy przez góry spowodowały ponowne uszkodzenie opony, zatrzymując nas tym samym u wulkanizatora. Naprawę kończymy o 18:00 i ruszamy w dalszą drogę już mniej przyjemną, gdyż w całkowitym oberwaniu chmury. Byliśmy jednak umówieni na nocleg w Zakopanem, więc musieliśmy dotrzeć do zaplanowanego miejsca. Po 2 godzinach jazdy w ulewie byliśmy całkowicie przemoczeni. Brudni i przemoczeni poszliśmy się umyć i rozwiesić wszystko do suszenia, a następnie udaliśmy się do pobliskiej karczmy podsumować dzisiejszy dzień. A w tym dniu właśnie gościł nas Oskar Pieprzak, któremu dziękujemy bardzo za wspaniałą gościnę.  Dziś pokonaliśmy 244 km.

 

Dzień IV – rozpoczął się wspaniale, wspólne śniadanie z Mistrzem a potem mycie i pakowanie quadów. Na trasę startujemy dopiero około 12:00 i od razu zaczynamy od górskich malowniczych tras. Dzisiejsze przejazdy były bardzo zróżnicowane, od ciężkich górskich przepraw po szybkie szutrowe serpentyny. Dzień był całkowicie udany, wspaniałe trasy, piękna pogoda i bezawaryjna jazda. Kończymy o 21:00 noclegiem w zamku w Dzięgielowie z dziennym przebiegiem 223 km.

 

Dzień V – budzimy się z myślą jak najszybszego wyjazdu, jednak chwilowe problemy zdrowotne przedłużyły start do godz. 12:00. Dziś byliśmy umówieni na serwis quadów w miejscowości Rzeczka w Górach Sowich. Późno wystartowaliśmy, więc unikaliśmy tego dnia ciężkich przepraw. Większość trasy jedziemy asfaltami, które jednak przebiegały w dużej mierze po samej granicy państwa. Ogromną cześć trasy przemierzyliśmy po Czeskiej stronie, spotykając tamtejszych motocyklistów też będących w trakcie podróży. Żeby nie było nudno musiała też się trafić awaria, jednak przy pomocy napotkanych mieszkańców po 15min byliśmy ponownie na trasie. 30km przed miejscem docelowym robimy chwilowy postój, a po ruszeniu okazuje się, że przegub w quadzie Adama zakończył swój żywot. Kontynuujemy jazdę dalej i bez żadnych problemów około 19:00 z dziennym przebiegiem 280 km docieramy do Ośrodka Wypoczynkowego Rzeczka prowadzonego przez Jacka Mikołajczyka, gdzie czekał na nas najlepszy serwisant Tomasz „LEJEK” Leja, któremu dziękujemy za duży wkład pracy, jaki włożył w nasze quady.

 

Dzień VI – wstajemy z pozytywnym nastawieniem wyjazdowym. Jednak po chwili pojawiają się ponowne problemy zdrowotne Jarka, które niestety kończą się przyjazdem Karetki Pogotowia i zabraniem go do szpitala w Wałbrzychu. Po wstępnych badaniach okazuje się, że zostanie w szpitalu przez najbliższy tydzień. Decyzja: koniec wyjazdu i organizacja transportu powrotnego. Quady zostały odwiezione do domu, a Jarka odebrałem w dniu przewidzianym na koniec naszej wyprawy.

 

Pomimo ze nie udało się dokończyć przedsięwzięcia, przeżyliśmy wspaniała przygodę, a wyzwanie nadal pozostawiamy otwarte i obiecujemy podjąć kolejną próbę w roku 2015.

Dziękujemy wszystkim, którzy pomogli nam podczas całej wyprawy. Pozdrawiamy TEAM QB



Podziel się z innymi

Dodaj komentarz