Wyróżnione
Dodano 9 miesięcy temu

Zaporożec w motocyklu zaklęty

(Brak opinii)

Przechadzając się pomiędzy namiotami na tegorocznym Zlocie u „Banity” w Uniejowie, moją uwagę zwrócił potężny, acz dziwnie z daleka wyglądający motocykl. Kiedy reszta przybyłych bawiła się pod sceną, ja, wiedziony ciekawością, podszedłem, aby zbadać, co to za wynalazek. Nie mogłem wyjść z podziwu, odkrywając coraz to kolejne rozwiązania techniczne wkomponowane w bryłę około 300 kilogramów metalu.

Oczywiście, odpytałem właściciela na okoliczność tego, co widzę i potwierdził mi moje podejrzenia o silniku z samochodu Zaporożec, który dostał w tej konstrukcji nowe życie. Legendy o takich samodzielnych konstrukcjach krążyły już w ubiegłym wieku, a gdzieniegdzie nawet docierały takie motocykle osobiście, budząc respekt i podziw. Dlaczego silnik z samochodu, który był przeznaczony dla ludu pracującego byłego Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich? Powodów może być wiele, zaczynając rozważania od tego, że jest tani, kończąc na wyzwaniu, któremu należy sprostać. Tak czy inaczej, konstrukcja z lat 60-70 ubiegłego wieku jest technicznie dość ciekawa.

Na oko 300 kg, bo konstruktor w sumie nie zważył swojego dzieła

Chłodzona powietrzem czterocylindrowa jednostka w układzie V o pojemności blisko 1200 cc generuje ponoć 41 KM, ale co istotniejsze, wysoki moment obrotowy przy rzędzie 2 do 4 tysięcy obrotów wału korbowego, co zapewnia jej przysłowiową długowieczność. Samo podwozie zwróciło szczególnie moją uwagę rozwiązaniem tylnego zawieszenia, gdzie amortyzator centralny ułożony jest wzdłużnie pod silnikiem i spełnia swoją rolę za pośrednictwem odpowiednio zaprojektowanych i wykonanych dźwigni. Ogólnie konstrukcja sprawia wrażenie produkcji seryjnej i do głowy by nie przyszło oglądającemu przeciętnemu zjadaczowi chleba, że to może być wytwór wyobraźni wykonany w garażu. Mnie urzekł, i za pozwoleniem właściciela wykonałem kilka fotografii, bo nie często można być świadkiem takiego wydarzenia.

Po powrocie do domu przeszukałem przepastne zasoby internetu, które wspominały o takich konstrukcjach. Mnie interesował powód i motywacja podejmowania takiego wyzwania budowy motocykla, którego sercem ma być silnik przeszczepiony z samochodu. Wydaje się, że odpowiedź znalazłem w kilku wpisach na jednym z forum motocyklistów z lat 2003-4. Dzieląc się fragmentami tych już historycznych wypowiedzi, które wywarły na mnie nie mniejsze wrażenie niż napotkana w obecnym czasie konstrukcja, pozostawiam was sam na sam z własnymi odczuciami, nie zapominając o okresie, z którego te wpisy pochodzą. Pozdrawiam i LwG 😉

„A czy emocje posiadacza nie są ważne? Według mnie są jedną z najważniejszych rzeczy! Nie pomyślałeś o tym, że doskonałe sprawowanie motocykla w trasie nie jest rzeczą najważniejszą, po prostu mi się wydaje, że takie motocykle mają naprawdę wielką duszę. A to, że nie sprawują się może nienajlepiej, chodzi mi w tej chwili o właściwości jezdne, czy to taka ważna sprawa. Piękne w tych maszynach jest to, że są one WYJĄTKOWE.”

„Panowie! Od wielu lat marzę o własnej maszynie. Lubię sztywny sprzęt. Mam okazję kupić Sama z silnikiem zaporożca. Motorek jest extra, tylko nie wiem, jak silnik. Czy są z nim kłopoty, jak z częściami i z wszystkim innym. Może pomożecie mi podjąć właściwą decyzję. Z niecierpliwością czekam na opinie od Was. Pozdrawiam”

„To jest moto wyjątkowo wyjątkowe. Nie służy do długich wojaży, ale przecież sztywniaków w Polsce jeździ sporo (także harlejowatych). Takie moto służy do pokazywania się, na zasadzie wyjątku, czegoś szczególnego. Dla sensacji. No a już sound ma przebogaty. Choćby dla niego można mieć w garażu takie coś. To jest toczydełko z pięknym basem. I tak to musisz widzieć jako główne moto nie nadaje się. Jako moto ciekawostka. Moto na pokaz – tak!”

„Wiesz – ja jestem z Kielc. Koło Kielc jest takie małe miasteczko Bodzentyn. A w tym Bodzentynie jest taki długi (chyba z kilometr) dojazd do ryneczku uliczką szerokości może 6-7 metrów z chodnikami licząc. Jak byłem na początku tej uliczki, a jechałem sobie na dwójeczce takie 20-25 na godzinę, to w ryneczku już robiło się przeformowanie szeregów. Ludziska zajmowali miejsca na skraju chodnika, żeby popatrzeć na wariata w tym czarnym, futrzanym kasku. Tak to cecho odbijane od parterowych chałupek niosło email = jadę, wjeżdżam (wtedy emaile były tylko takie, innych jeszcze nie było). Ja to uwielbiałem. A ty – no jak nie spróbujesz, to nigdy nie będziesz wiedział.”

„Ale wiesz – ja mam już parę lat, a w osiemdziesiątych latach wszystko na motorach było inne. Ja wtedy miałem prawie czterdzieści lat. Ale jak moto-GOŚCIU – taki koło sześćdziesiątki – powiedział do mnie po imieniu, a jeszcze jak zdrobnił moje imię, to raczej przyjąłem to za wyraz jego sympatii do mnie. I nie odważyłem się zwrócić mu uwagę na to, że traktuje mnie jak MŁODEGO. No w końcu był w wieku mojego ojca. Wtedy wszystko było poustalane, poukładane… A ostatnio obraził się na mnie facet, do którego zwróciłem się per Pawełku (a gostek jest niemal 2-krotnie ode mnie młodszy), też motocyklista (tzn on sam się za takiego uważa). Obraził się, bo wie więcej ode mnie o diodach i scalakach. No fakt – jak ja się pasjonowałem mikroelektroniką, to marzeniem było zdobycie tranzystora TG 3A. Kurna- co to był za tranzystor!!! Pojechałem po 2 sztuki aż do Krakowa, bo tylko tam były.

Zależy więc, czego od motocykla oczekujesz? Miałem takie coś 2 sezony – znam miód na serce lany podczas pokazów… bez jazdy. Do słuchania i oglądania. Zabawka, igraszka blaszana… Mnie to pasowało, tobie może nie będzie taka funkcja pasować…. Cholera- ale jaja!! Chyba znów kupię sobie zapeczka!! Piękna rzecz. Piękna!”






Podziel się z innymi

Dodaj komentarz