Pomimo, że minęło już trochę czasu od debiutu Yamahy MT-07, to nie miałem okazji poznać jej bliżej aż do teraz. I potwierdza się reguła, że lepiej późno, niż wcale. Aż mi wstyd, że nie za bardzo miałem ochotę nią pojeździć…
Nie będę się wdawał w niuanse techniczne, które opisał Marcel w pierwszym teście tego motocykla jeszcze w poprzedniej wersji naszego – Waszego ? portalu „Motocyklista”.

„Przeciętniak”, „współczesna WSK”, „jak coś jest do wszystkiego, to…” i takie tam skojarzenia kołatały mi się po głowie. Do czasu nawijania pierwszych kilometrów. WOW… powiedzieć, że pierwszy raz spotkałem się z teoretycznie zupełnie przeciętnym motocyklem, który ma tak niesamowity potencjał to zdecydowanie za mało. To demon w przebraniu… i nie mam tu na myśli jedynie bardzo poprawnych przyspieszeń, czy osiąganych prędkości. MT-07, to motocykl niezwykle przyjazny dla użytkownika, zwrotny, bardzo dobrze wyważony i neutralny w prowadzeniu. Jest skrojony wielorozmiarowo, czyli wygodny zarówno dla dość filigranowych dziewczyn, jak również dla roślejszych i masywniejszych motocyklistów.
Jest również niesłychanie przewidywalny, szczególnie w ciasnych zakrętach i podczas hamowania. Łatwość dozowania hamulców nawet podczas ostrzejszej jazdy jest niemal perfekcyjna.
Dla wielu osób nie bez znaczenia będzie fakt, że jest to motocykl ekonomiczny w eksploatacji i przystępny cenowo…
Dla kogo?
Moim zdaniem MT-07, to motocykl dla osób, które nie lubią się wyróżniać, ale uwielbiają czerpać radość z jazdy nie koniecznie wydając na to fortunę. Również początkujący, ale posiadający „pełne A” nie mają powodów do obaw, a wręcz powinni dodać tą propozycję Yamahy do swoich faworytów rozpatrując zakup.