Tylko u nas!
Dodano 11 miesięcy temu

Noc w Muzeum Tablic w Żeliszewie

(1 opinia)

Jest taka jedna wyjątkowa noc w roku, a to za sprawą tego iż w tą jedną noc podwoje prawie wszelkich obiektów o profilu muzealnym stają na oścież przed zwiedzającymi i to najczęściej za przysłowiową chęć przekroczenia progu.

Odkąd wprowadzono ten zwyczaj nagłaśniając go przy tej okazji szeroko w mediach publicznych, obiekty muzealne na brak frekwencji nie mogą narzekać. Taki stan rzeczy należy chwalić i zdaje się, że lepszego pomysłu na promocję chyba już nie wymyślimy. Muzeum to miejsce specyficzne . Zgromadzone eksponaty są niemym świadkiem historii z czasów, kiedy były w obiegu publicznym lub służyły znanym postaciom. Dobrze skomponowana kolekcja jest niejednokrotnie najskuteczniejszą drogą dotarcia z przekazem do osób, które z racji wieku nie mogą pamiętać zamierzchłych zdarzeń. Za każdym muzealnym wyposażeniem stoją osoby, które wkładają wiele wysiłku w renowację eksponatów i są to najczęściej wybitni fachowcy w swoim – nazwijmy to – zawodzie. Duże muzea, jak na przykład Wojska Polskiego, to zastępy specjalistów pracujący na rzecz tej instytucji. Są też i inne inicjatywy oparte wyłącznie o pasję ich założycieli, którzy ze swojego hobby uczynili misję społeczną. Jednym z takich miejsc jest Muzeum Tablic Rejestracyjnych w Żeliszewie prowadzone przez Piotra Piersę, który w wolnych chwilach od gospodarskich obowiązków gromadzi historyczne artefakty i to z powodzeniem. Można było się o tym przekonać podczas tegorocznej Muzealnej Nocy. Oprócz samych tablic rejestracyjnych z różnych pojazdów i niejednokrotnie odległych zakątków świata, założyciel tego przybytku zbiera eksponaty które służyły zawodnikom wszelkich sportów motorowych uprawianych w naszym kraju, Kaski ,kombinezony, elementy ochrony osobistej, licencje, dyplomy, części bolidów opatrzone podpisem kierowcy, to wszystko można było zobaczyć na żywo, przybywając do Żeliszewa gdzie mieści się Muzeum założone przez Piotra. Aby tradycji stało się zadość to i mnie nie mogło zabraknąć tego wieczoru. Korzystając z zaproszenia dosiadłem Royala Enfielda i przemierzyłem nim kilkadziesiąt kilometrów dzielących moje miejsce zamieszkania od Muzeum.

Zaręczam, że pomimo zimnej aury, która towarzyszyła mi podczas powrotu, to warto było odwiedzić to miejsce, co serdecznie polecam uczynić każdemu.



Podziel się z innymi

Dodaj komentarz