Bieszczady, 1–4 maja 2025 r. – Kręte drogi, zapach lasów i ryk silników. Długi majowy weekend w Bieszczadach zamienił się – jak co roku – w prawdziwe święto miłośników dwóch kółek.
Nie bez znaczenia była „Motocyklowa Przygoda w Bieszczadach”, zorganizowanej przez importera legendarnej marki Jawa – firmę e-Jawa. Mieliśmy przyjemność zanurzyć się w tę wyjątkową atmosferę, gdzie nostalgia spotykała się z nowoczesnością, a bieszczadzka natura, sztuka i… zakapiory przenikają z pasją do motocykli.
Już pierwszego dnia, w czwartkowe popołudnie, baza imprezy w DW Atrium w Polańczyku zaczęła zapełniać się motocyklami Jawy, ale nie tylko. Hotel Atrium, znany wśród motocyklistów z gościnności, stał się sercem wydarzenia. Na parkingu lśniły klasyczne Jawy – od zabytkowych Specjali, poprzez modeli 350 z lat 70. i 80. po współczesne odsłony, takie jak Jawa 350 Perak, czy najnowsze dziecko tego producenta: Geeny 400, które wzbudzały ciekawość zarówno weteranów, jak i młodszych fanów jednośladów. Firma e-Jawa, będąca wyłącznym importerem marki w Polsce, przygotowała nie lada gratkę: możliwość testowania swoich maszyn na bieszczadzkich trasach.
„Chcieliśmy połączyć dziedzictwo Jawy z nowoczesnymi technologiami i pokazać, że Bieszczady to idealne miejsce dla motocyklistów” – mówił wyłączny importer na Polskę Kamil Kurpiel. Impreza przyciągnęła kilkuset motocyklistów z całej Polski, od Śląska po Mazury, a nawet z odległego Szczecina.
Bieszczady w grupie i solo: powrót do korzeni
Zarówno w piątek, jak i w sobotę można było skorzystać z możliwości przetestowania motocykli przygotowanych przez sieć dealerską. Kilkanaście maszyn czekało na śmiałków, którzy chcieli bliżej poznać współcześnie sprzedawane produkty czeskiego producenta i samodzielnie sprawdzić jak radzą sobie na bieszczadzkich drogach. Już od piątkowego poranka rozpoczęły się indywidualne testy poszczególnych modeli, od „celek”, poprzez Peraki, a na Scramblerze, RVM i nowością: Genny 400 skończywszy. Wyczekiwaną przez wielu uczestników atrakcją był wspólny przejazd po bieszczadzkich drogach zahaczając o Małą i Wielką Pętlą Bieszczadzką, które są marzeniem chyba każdego motocyklisty.
Jak powiedział jeden z uczestników: „Jawa to nie tylko motocykl, to kawał mojego życia i rodzinne dziedzictwo. Tu mogłem się nie tylko świetnie bawić i porozmawiać o dylematach restauratora motocykli, ale również zbadać podczas jazd wszystkie dostępne modele Jawy. Muszę przyznać, że idą z duchem czasu, a w Bieszczadach sprawdzają się idealnie” – opowiadał, popijając kawę.
Obecny na miejscu przez cały weekend Artur Wajda – wielokrotny Mistrz Polski w wyścigach motocyklowych i wysoko ceniony instruktor doskonalenia techniki jazdy z bardzo długim stażem, oddawał się nie tylko fotografii, którą widzicie na zdjęciach, ale przede wszystkim dzielił się wiedzą i doświadczeniem zarówno podczas „Warsztatów Bezpiecznego Motocyklisty”, które spodobały się nawet bardziej zaawansowanym uczestnikom, jak i wyjazdu szkoleniowego wokół Soliny.
Sobotni rollercoaster…
W sobotę po indywidualnych przejażdżkach, ćwiczeniach na placu manewrowym pod okiem Artura oraz wykwintnym obiedzie w restauracji Atrium przyszedł czas na zaplanowane zwiedzanie zapory w Solinie. Z tej części wycieczki niestety nie można było zrobić zdjęć, gdyż solińska zapora znalazła się na liście obiektów strategicznych, których – w związku z Rozporządzeniem Ministra Obrony Narodowej z dnia 27 marca 2025 r. – nie można fotografować. Tą monumentalną budowlę na pewno warto „zobaczyć od środka”, gdyż jest wyjątkowa na wiele sposobów i do tego świetnie sprawdziłaby się do realizacji zdjęć kolejnego filmu o agencie 007. Sobotni wieczór to festiwal piorunów i ulewa, które rozgoniły planowany od dawna koncert w amfiteatrze, na szczęście uczestnicy imprezy mieli również inne plany.
Bieszczadzka gościnność i biesiada
Czwartkowy, piątkowy i sobotni wieczór to 3 światy biesiadowania, imprezowania i koncertowania. Czwartkowe spotkanie „Jawoszy” było tylko przedbiegiem i rozgrzewką przed intensywnymi kolejnymi dniami. Piątkowy „Jawa BBQ Night” to uczta pod gwiazdami w doborowym towarzystwie, i wybornymi specjałami z grilla szefa kuchni DW Atrium i takaż muzyka z tańcami. Sobotni wieczór był bardziej dostojny, a to za sprawą kameralnego koncertu bieszczadzkiego barda – Jurka Krupy, który wykonał kilka wspaniałych utworów, w tym „Bieszczadzkie anioły” Wolnej Grupy Bukowina oraz tradycyjne piosenki bojkowskie i łemkowskie.
Motocyklista do szpiku kości – również w Bieszczadach
Kolejny powód do zadowolenia mamy z powodu rozwoju tego wyjątkowego projektu realizowanego przez redakcję „Motocyklisty” i Fundację DKMS. Cieszymy się bardzo i dziękujemy tym, którzy nam zaufali, uwierzyli w ideę stając się „Motocyklistami do szpiku kości” i dołączyli zarówno do dawców życia (a nie dawców organów 😉 ), jak również do ekipy wolontariuszy. Tym, którym nie udało się zarejestrować (podobnie jak Krzysztofowi z Łukowa 😉 ) zapraszamy do rejestracji online pod tym linkiem, gdzie dowiesz się szczegółów: https://www.dkms.pl/dzialaj/wirtualne-dni-dawcy/motocyklista.
Zaskakujący finał
Ostatni dzień, 4 maja, upłynął na… pakowaniu i podsumowywaniu, bo niestety pogoda nie pozostawiła wyboru. „To nie tylko impreza, to budowanie społeczności. e-Jawa robi świetną robotę, łącząc pokolenia” – podsumowała jedna z uczestniczek.
Impreza „Motocyklowa Przygoda w Bieszczadach” udowodniła, że Jawa wciąż żyje – nie tylko w sercach weteranów, ale i w planach e-Jawy, która śmiało patrzy w przyszłość. Dla mnie, był to weekend pełen pasji, wolności i bieszczadzkiego ducha.