Jakieś dwa lata temu na jednym z portali ogłoszeniowych na zachodzie Europy pojawił się Rudge 250 z lat 30, zachowany w oryginale. Gdy go oglądałem na zdjęciach mało nie spadłem z krzesła – na motocyklu były małe napisy (informacje obsługowe) w języku polskim. Potwierdzało to, że motocykl przed wojną został sprzedany w naszym kraju. Śledziłem jego licytacje, został sprzedany za rozsądną cenę – taniej niż kosztowałby u nas.
Po zakończeniu licytacji przeleciał mi przez myśl żal, że nie można mieć wszystkiego. Okazało się jednak, że to nie był koniec tej historii. Kilka dni później zadzwonił do mnie kolega z informacje, że jego znajomy kupił tego Rudge. Ucieszyłem się, że trafił do Polski, w ręce pasjonata. Prawdziwa bomba wybuchła jednak jeszcze kilka dni później. Do motocykla były polskie przedwojenne dokumenty. Mój kolega zeskanował je i przesłał mi. Gdy je zobaczyłem zamarłem – imię i nazwisko przedwojennego właściciela to imię i nazwisko mojego dziadka, czyli Kazimierz Żebrowski. Miły przypadek – pomyślałem – i czytałem dalej, adres zamieszkania, nazwa ulicy ta sama, gdzie dziadek mieszkał przed wojną. Zrobiło mi się gorąco…
Mojego dziadka nie znałem, po wojnie został w Anglii bojąc się powrotu. W czasie wojny służył w lotnictwie a wywiad aliancki najwięcej szpiegów rekrutował właśnie z tej formacji. Komuniści w Polsce dobrze o tym wiedzieli, więc każdy powracający do Polski lotnik miał zapewnione lokum w ubeckim więzieniu. Dziadek zmarł na początku lat 70., nie doczekał czasów, gdy można było bezpiecznie przyjechać do Polski. Wiele lat później szukałem w zachodnich archiwach dokumentów z nim związanych. W jednym z nich znalazłem jego życiorys napisany w 1941 roku. Napisał tam, że w latach 1934 – 1938 pracował w Państwowych Zakładach Inżynierii (wtedy produkowano tam Polskie Fiaty i motocykle Sokół) i że jego hobby była motoryzacja.
Mając tę wiedzę, informacje z dokumentów Rugde rozpaliły moje emocje. Zacząłem w starych księgach meldunkowych szukać dokładnego przedwojennego adresu dziadka. Okazało się, że mieszkał na tej samej ulicy, co właściciel Rudge, ale 20 numerów dalej. Zbieżność nazwisk była przypadkowa. Przez dwa tygodnie miałem jednak nadzieje, że może odkryje nieznany fakt z dziejów mojej rodziny.
Motocykle Rudge zacząłem poznawać w połowie lat 80. Pierwszy, jaki podziwiałem, to był egzemplarz należący do Erwina Gorczycy. Minęło prawie 40 lat, a ja cały czas odnoszę wrażenie, że najważniejszym „ambasadorem tej marki” (jak to się teraz modnie mówi) po wojnie jest nadal Erwin. Większość zapewne zna go z facebooka i youtube, na których prowadzi kanał „Zapach garażu”. W ostatnich latach swą miłość do starej motoryzacji lokuje w motocyklach amerykańskich, ale chciał nie chciał łatka „Radzysty” (przedwojenna pisownia) przylgnęła do niego już chyba na zawsze.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Wspaniałe historie, dodatkowo te fotografie, Sztos!
Potrafisz Tomku zbudować napięcie… 😉 Super artykuł