Wyróżnione
Dodano 1 tydzień temu

Kilka słów o wolności…

(1 opinia)

Kilka słów o wolności…

Całkiem niedawno, a w zasadzie to cyklicznie kiedy „admin usuwa” wulgarne lub łamiące regulamin wpisy, podniosło się larum, mające na celu wmówić użytkownikom i administratorom, iż na grupie „Motocyklista Z Pasji do Jazdy, Z Miłości do Wolności” praktykowana jest cenzura. W wypowiedziach przewijał się głos oburzonych, jakoby wolność, w tym przypadku wypowiedź, była „zniewalana”.

Cóż, można takie wpisy ignorować, a co bardziej zniesmaczające ogół, po prostu usuwać, co też się dzieje z racji braku poszanowania regulaminu i dobrych obyczajów.

Uczestnicząc w tegorocznym białostockim „Motosercu” i rozmyślając nad tym co mi donosił naczelny portalu o kolejnych wpisach o rzekomym łamaniu wolności wypowiedzi, dostrzegłem wśród tłumu przybyłych motocyklistów postać, która pobudziła moje wspomnienia sprzed kilkudziesięciu już lat.

Poprosiłem kolegę aby zechciał usiąść na zabytkową Hondę 400 z lat 70. ubiegłego wieku i w ten sposób pomógł mi zatrzymać w obiektywie tą nostalgiczną chwilę. Dlaczego nostalgiczną? Przypomniałem sobie, czym były dla mojego pokolenia motocykle, i tak naprawdę pomimo tego, że spoglądaliśmy w kierunku zgniłego zachodu (tam była ukrywana przed nami wolność) jakoś przynależność do motocyklowej mniejszości społecznej nie powodowała chęci publicznego wypluwania wulgaryzmów, choć powodów do sprzeciwu i buntu było aż nadto. No dobrze, ale co ma do tego na szybko poproszony nieznajomy i dlaczego go „wplątuję” w moje pisemne przemyślenia?

Już tłumaczę… Zaaranżowana scena, którą uwieczniałem, jawiła mi się jako kwintesencja bycia sobą. Bycie sobą przejawiało się chęcią posiadania motocykla, jako synonimu swobody i wolności, którą można było zamanifestować w sposób najprostszy z możliwych, czyli zwyczajnie pojechać tam, gdzie oczy poniosą.

Motocyklista niczym kowboj dbał o własnego rumaka, aby ten w każdej chwili mógł mu się odwdzięczyć i ponieść go na swoim grzbiecie. Każde skierowanie obiektywu do kolejnego ujęcia odsłaniało kolejne szczegóły, które mogły idealnie zobrazować to, co i ja czułem cofając się pamięcią. Na przykład zwróćcie uwagę na bandamkę wystającą z kieszeni. W razie potrzeby mogła być użyta zarówno do przetarcia zbiornika podczas polania go w czasie kolejnego tankowania, jak i następnie bez pardonu posłużyłaby do przetarcia spoconego czoła. Zapachem motocyklisty był… zapach benzyny.

Nie wmawiam Wam, że nie bywało niemiłych sytuacji i zdarzało się, że nie raz wulgaryzmy rozpoczynały lub kończyły dyskusję. Były one jednak jakoś tak wypowiadane bardziej po męsku i w bardziej stosownych sytuacjach, niż szukanie byle jakiej zaczepki.

Niestety dość często w mediach społecznościowych trudno o umiar i powściągliwość, o kulturze wypowiedzi nie wspominając. Tak, odkąd pamiętam zapach benzyny był zapachem prawdziwego faceta i swoistym przywilejem, który jednak zobowiązywał do stosownego zachowania, nawet jak to było bardzo niewygodne w danym momencie.

No, ale to tylko moje przemyślenia 😉 LwG.






Podziel się z innymi

Dodaj komentarz