Przy czym „młodych” nie odnosi się tu do wieku motocyklisty lecz jego praktyki i czasu obcowania z motocyklem. Tak więc owym „młodym” może być równie dobrze 18-latek z prawem jazdy A2, jak również 50-latek, który po latach wraca do swoich niezrealizowanych wcześniej marzeń. Jeżeli „młody lew” marzył o motocyklu sportowym, to CBR 500R będzie dobrym wstępem. A taki etap jest niezbędny, aby wyrobić umiejętności, nawyki i nie rozbić się później na dużo mocniejszym motocyklu sportowym.
Po kilku dniach jazdy Hondą CBR 500R kłębi mi się głowie masę odczuć. Pierwsze i najważniejsze to ogromne zaskoczenie, jak motocykl, na którym z góry postawiłem krzyżyk i przypiąłem mu łatkę, wciągu kilkuset kilometrów skradł moje serce. To była nauczka od losu, aby z góry nie oceniać. Skąd ten „krzyżyk” i „łatka” – motocykl w stylistyce sportowej z rodziny CBR ze specyfikacją A2, wydawał mi teoretycznie dziwny. Praktyka pokazało co innego.
Przyjęło się powszechnie, że jeżeli padają słowa pochwały dla tego typu motocykla, to na pewno dlatego że był: najszybszy, najbardziej zrywny, najmocniejszych, czy inne naj. Niekoniecznie! Jest też inne spojrzenie na motocyklizm.
I tu dochodzimy do sedna – „przyjęło się powszechnie…”, a właściwie wykreowały to media. Schematyczne patrzenie i ocenianie motocykli. Po przeczytaniu 4 – 5 testów na różnych portalach wiem, jak brzmieć będą kolejne na następnych. Sztampa, która podobno ma się podobać. Złościło mnie to, ale jak widzę, nie tylko mnie. To co oferują media, co wydaje im się interesujące dla czytelnika, nie zawsze trafia w potrzeby motocyklistów. Mam wrażenie, ze bardziej kierowane jest do „posiadaczy motocykli”. Może właśnie zwykły motocyklista (nie mylić z posiadaczem motocykla) chce czegoś innego? A konkretnie czego wystarczy wsłuchać się w liczne wypowiedzi.
W piątek 9 sierpnia, na facebookowej grupie MOTOCYKLISTY pojawi się wpis Wojciecha:
Mój sposób na motocyklizm jest oparty na historii i legendach dzikiego zachodu kontynentu zwanego Ameryką Płn. W garażu mam przygotowany motocykl na kilku lub dłuższe wyprawy (bez prowiantu). Gdy nadchodzi chwila, że myśl o bezsensowności mnie ogarnia, uzupełniam prowiant i odwiedzam garaż. Nie planuję, nie snuję wizji gdzie jak i po co. Siadam na moto i jadę tam gdzie mnie oczy poniosą.
Wciągu kilku godzin pojawiło się pod nim kilkadziesiąt komentarzy, m.in.: Maciej ja: I to jest coś czego oczekiwałbym od grupy pod tą nazwą. Sebastian Nowak: A ja mam kumpli z którymi zwiedzam a nie zap….m. Zieleń, mosty, zamki, tamy. Na wszystko jest czas. Nawet jeśli dziennie zrobimy 250 km. Oczywiście też jeżdżę sam. Szymon Spychała: W punkt!
Po 21 godzinach pod tym postem było 52 komentarze w stylu jak powyżej oraz 79 lajków tych komentarzy. Myślę, że ten głos był potrzebny.
Też od lat robię tak jak Wojciech i tym razem było tak samo, wsiadłem na testową CBR-ke, wybrałem kierunek na wschód i pojechałem. Już tym postępkiem złamałem „kanon” – bo CBR to motocykl sportowy, który „trzeba testować na torze”, a ja pojechałem nim w trasę turystyczną. Druga rzecz to, że podczas tego objazdu zwiedzałem ile się dało, nie tylko tępo nawijałem kilometry na koła. Poznawałem nowe, przypominałem sobie miejsca, które już kiedyś odwiedziłem i „dotykałem historii”. I tym też się chce się z Wami podzielić.
Daruję wam epatowanie danymi technicznymi, jak robią to inni. Według mnie ubliżałoby to waszej inteligencji, bo przecież można je znaleźć w internecie wciągu paru sekund.
Honda CBR 500R to nietypowy model dla rodziny CBR, która od ponad 35 lat jest synonimem dobrego seryjnego motocykle sportowego. Jeżeli słyszymy CBR to od razu w głowie przerabia się to na słowo „ścigacz”.
Honda CBR 500R, która już od kilku lat jest na rynku, to w stylistyce stuprocentowy ścigacz, ale jego serce to silnik od modelu turystycznego – dwucylindrowy, ośmiozaworowy, 471 cm³ o mocy 35 kW (47,6 KM), chłodzony cieczą. Ten zabieg poczyniono, aby motocykl był dostosowany do ograniczeń praw jazdy kategorii A2. Choć nie jest to zbyt duża moc, konie w tym silniku są zdrowe i chętne do pracy. Moc maksymalna i najwyższa wartość momentu obrotowego osiągane są tu przy relatywnie niskich obrotach (w odniesieniu do motocykli japońskich). 35 kW mocy pojawia się przy 8600 obr./min., a maksymalny moment obrotowy 43 Nm przy 6500 obr./min.
Osiągi nie są imponujące, ale nie są też tragiczne. I tu dochodzimy do sedna tego, o czym pisałem na początku. Nie chodzi o bezmyślną eskalacje mocy, a o to, aby ten motocykl był po coś. I choć nie ma mocy maksymalnej, jaką konstruktorzy Hondy mogliby wyciągnąć z pojemności 500, ten motocykl ma swojej przeznaczenie – to świetny wstęp do nauki jazdy motocyklami sportowymi. Zanim wsiądziesz na 120, 150 czy ponad 200-konną maszynę sportową poćwicz na tym. Choć szpanerskie napinanie jest modne wśród motocyklistów, nie urodził się jeszcze taki, który bez treningu stał się mistrzem. To jest możliwe tylko w przechwałkach w anonimowym internecie. Żeby zamknąć sprawę osiągów. W mojej drodze na wschód miałem 60 km autostrady A2, tam osiągnąłem (zegarową) prędkość maksymalną 170 km/h i sprawdziłem, że da się tym motocyklem jechać bezpiecznie (jak się spieszysz) przez dłuższy czas z prędkością ok. 140 – 150 km/h. Oczywiście prędkość maksymalną osiągnąłem, gdy wskaźnik obrotomierza był na czarnym polu. Być może jakby wjechał na czerwone byłoby szybciej. Producent podaje max – 185 km/h.
Przyspieszenie było dobre, nie mierzyłem czy było to 5,5 czy może 6 sekund. Nie miałem jak tego zmierzyć. Producent podaje 5,7 sekundy. Przy szybkim dojściu do setki przeszkadzają krótkie przełożenia pierwszych biegów.
Zanim przejdę do podwozia zrelacjonuje pierwszy etap mojej wyprawy. Wczesnym rankiem ruszyłem na wschód. Pierwszy postój – zamek w Liwie. Pięknie położony nad rzeką Liwiec. Od Warszawy to ok. 75 – 80 km, zależy jaką drogę wybierzesz. Odkąd pamiętam, gdy jesienią dzwonił ktoś z pytaniem – może byśmy się gdzieś przelecieli w ostatnie ciepłe dni? – często padało na Liw. Zamek można zwiedzić, jeżeli jest ładnie można popływać kajakiem po Liwcu. Myślę, że to jedno z bardzo „motocyklowych” miejsc w niedalekiej odległości od Warszawy.
Zanim dojedzie się do zamku (jadąc drogą od autostrady A2), 20 km przez Liwem (jadąc od Warszawy trzeba odbić w prawo w Grębkowie) jest Muzeum Architektury Drewnianej Regionu Siedleckiego w Nowej Suchej. Warto odwiedzić to miejsce, w ogromnym parku można obejrzeć stare drewniane dwory szlacheckie. Spacer tam to prawdziwy wehikuł czasu. To też fajny pomysł na romantyczny wypad z kobietą posiadającą wrażliwość na piękno sztuki.
Z Liwu ruszyłem w stronę Drohiczyna. Po drodze minąłem Węgrów i Sokół Podlaski. Objechałem centra tych miasteczek, aby przypomnieć sobie ich zwiedzanie kilka lat temu.
4 km przed Drohiczynem, w Wólce Zamkowej zaczynają się pierwsze bunkry Linii Mołotowa znajdujące się blisko drogi (dalej w pole i las jest ich więcej). Zatrzymaj się na przystanku autobusowym i rozejrzyj w promieniu 20 m. Kolejny bunkier jest na tyłach zabudowań – musisz zawrócić (ok. 100 m) do pierwszej polnej drogi w lewo, po minięciu gospodarstwa znowu w lewo i po 50 m masz kolejny bunkier. Dalej na wschód będziesz miała okazje zobaczyć ich jeszcze kilkadziesiąt takich budowli.
Drohiczyn to perełka Podlasia – historia sięgająca średniowiecza, ciekawa architektura miejska i sakralna, piękny widoki z góry zamkowej, muzeum kajaków i wystawa starych motocykli. Znam to miasteczko od lat, aby się nim nacieszyć potrzeba co najmniej kilku godzin, można przyjechać tu na weekend. W bliskiej okolicy znajdziesz kilkanaście ciekawych bunkrów. Na wspomnianej wystawie motocykli można zobaczyć ok. 50 motocykli zabytkowych oraz salę poświęconą pamięci Wiktora Węgrzyna, twórczy Motocyklowego Rajdu Katyńskiego. To bardzo zacna inicjatywa, że oprócz motocykli twórcy wystawy dostrzegli też człowieka – motocyklistę.
Honda CBR 500R ma 6 biegów, trzy pierwsze są stosunkowo krótkie, trzy ostatnie w zestawieniu z dość elastycznym silnikiem dają szeroki zakres prędkości podczas jazdy.
Wyświetlacz jest czytelny i logiczny. Waga, no właśnie, tu parametr mija się trochę z odczuciami. Masa własna pojazdu wynosi 192 kg. Niby to dużo, ale przy niskim środku ciężkości jakoś się tego tak nie odczuwa. Przeczytałem w instrukcji ten parametr, ale gdybym go nie znał i miała w ciemno określić ile waży ten motocykl powiedziałbym – ok. 160 kg. Wydaje się naprawdę lekki. Wysokość siedzenia 78 cm, przyjemna – wsiada się na niego łatwo. Jeszcze dwa słowa o siedzeniu, które nie wygląda imponująco, ale sedno chyba jest w jego konstrukcji. Po 12 godzinnej wycieczce zupełnie nie czułem bólu w tej części ciała. Hamulce – dwie tarcze z przodu i jedna z tyłu – hamowały poprawnie.
Z Drohiczyna ruszyłem dalej, w kierunku Mielnika. Po prawej i lewej wypatrując bunkrów na polach. Po prawej przez kilka kilometrów miałem piękne widoki na malowniczą rzekę Bug.
W kołach miałem już ponad 120 km i pewne przemyślenia co do podwozia. Motocykl prowadził się bardzo pewnie, ładnie pokonywał zakręty. Zawieszenia sztywne (tak ustawione) naprawdę dawały pewność, można było zaufać tej maszynie. Oczywiście to turystyka, choć parę ostrych zakrętów wziąłem. W przypadku nauki jazdy sportowej motocykl ten bardzo dobrze idzie w bardzo ciasnych łukach. Tak jak napisałem na początku – to świetny motocykl do nauki nawyków, które później, przy większej maszynie sportowej, wykorzystasz do szybkiej i bezpiecznej jazdy. W omawianej kwestii nic mi nie przeszkadzało w tym motocyklu, więc na siłę nie będę szukał minusów. Pewnie jakieś tam są, ale trzeba by dłużej to pobadać.
Podczas mojej wyprawy minusem było to, że nie miałem gdzie przymocować bagażu i musiałem go wozić w plecaku. Tragedii nie było, bo plecak był mały – kombinezon przeciwdeszczowy, butelka wody i aparat fotograficzny. Na całodzienną wyprawę wystarczy. Gdyby ramiona lusterek były o 2 – 3 cm dłuższe byłoby idealnie, a takie jakie są były raczej słabe. Niby to drobnostka, ale bardzo wpływa na bezpieczeństwo przy szybkiej jeździe.
Spalanie – gdy jechałem autostradą 140 km/h dochodziło do ok. 5 litrów na 100 km/h. Gdy podlaskimi drogami przemierzałem 80 – 100 km/h spadało na trochę ponad 3 litry.
Po przejechaniu ok. 15 km od Drohiczyna dojeżdża się do skrzyżowania z drogą krajową nr 19. Tam pojechałem prosto. Po minięciu skrzyżowania, dosłownie po 200 m, po lewej zobaczyłem cmentarz żołnierzy z I wojny światowej. Kilka kilometrów dalej jest święta góra Grabarka, zwana „Prawosławną Częstochową”. Jeżeli oprócz krajobrazów i militariów interesują cię inne kultury warto tam podjechać. Byłem tam już wcześniej, więc tym razem minąłem Grabarkę bokiem.
Dalej kierowałem się na Mielnik drogą przez miejscowość Moszczona Królewska (równolegle idzie druga droga do Mielnika, która omija tą miejscowość). W Moszczonie Królewskiej, w lesie na wzgórzu jest skupisko 8 ciekawych bunkrów. Aby je obejrzeć trzeba zostawić motocykl we wsi i pójść w las piechotą. Cała trasa to ok. 8 km. W środku wsi, przy budynku świetlicy, jest tablica z mapką.
Dalej – kilka kilometrów – jest Mielnik. Tu polecam spacer nad Bugiem, wieżę widokowa, kopalnie kredy i górę zamkowa. Jeżeli jest po sezonie to trzeba zawracać do Warszawy (ok. 150 km). Ja dotarłem tam w sezonie więc przeprawiłem się promem na drugą stronę rzeki i dalej pojechałem przez wsie Mierzwice, Bużka i Kózki.
W Mierzwicach można zobaczyć relikty PRL – czyli ośrodki wczasowe z domkami z tektury, pozostałe tu chyba z lat 70. Rzadko już można spotkać takie widoki. Po lewej stronie jest krzyż i pomnik poległych partyzantów oddziału „Zenona”. I tu zaczyna się historia, w czasie II wojny światowej Niemcy pracowali nad „cudowną bronią”, która miała zmienić bieg wojny. Wiosną 1944 roku robiono próby wystrzeliwując bomby V-1 i rakiety V-2 w kierunku Podlasia. Dolatywały tu i rozbijały się o ziemię lub wpadały do Bugu. Niemcy szukali wszystkich szczątków, aby nie wpadły w ręce wroga. To był ściśle tajny projekt. W maju 1944 roku jedna rakieta V-2 wpadła w bagno przy wsi Klimczyce i nie rozbiła się. Partyzanci postanowili ją wyciągnąć. Niemcy szukali jej, trzeba było więc zapewnić trochę czasu, aby ją wyciągnąć, dlatego oddział „Zenona” (Armia Krajowa) zainicjował walkę w okolicy Mierzwic, aby związać siły niemieckie i dać partyzantom w Klimczycach czasu na wydobycie. Jak wiemy z historii akcja się udała. Pomnik w Mierzwicach jest ku pamięci poległy żołnierzy we wspomnianej akcji osłonowej.
Wiosną 1944 roku na Podlasiu spadło kilkadziesiąt V-1 i V-2, ślady ich można odnaleźć do dziś. Jeżeli ten temat cię interesuje, znajdziesz co najmniej kilka takim miejsc w okolicach trasy, którą opisuje. Najlepiej szukaj w internecie lub w książce Sławomira Kordaczuka „Próby z latającymi bombami V-1 i rakietami balistycznymi V-2 we wschodniej Polsce w 1944 roku”. Autor to historyk, który bada ten temat od ponad 40 lat.
Gdy dotrzesz do miejscowości Kózki (skrzyżowanie z drogą nr 19) powinieneś jechać prosto, ale jeżeli skręcisz w lewo i pojedziesz ok. 1 km będziesz miał przed sobą podjazd, mniej więcej w 1/3 tego podjazdu, po lewej stronie zobaczysz tablice „Lej po wybuchu rakiety V-2”. Możesz tam zostawić motocykl i przejść 15 m, aby zobaczyć jeden z dołów po upadku rakiety V-2.
Potem wracaj do Kózek, po prawej będziesz miał drogę, która przyjechałeś z Mierzwic a ty skręć w lewo. Po 3 km dojedziesz do wsi Klimczyce, dalej kieruj się na Korczew. Drogowskaz pokazuje – 19 km. Tam zobaczysz jeden z najładniejszy pałaców na Podlasiu. Zanim jednak dojedziesz do Korczewa będziesz mijał wieś Drażniew, gdzie jest piękny młyn wodny (na początku wsi). Tego typu obiekty są już bardzo rzadko spotykane. Trochę dalej, we wsi Laskowice, jest przy drodze wieże widokową. Dalej przez ok. 1 km droga asfaltowa przejdzie w gruntową (mocno ubitą), ale zaraz znowu będzie asfalt.
Korczew to bardzo urokliwe miejsce. Warto chwile tam pospacerować. Nie rozpisuje się na ten temat, bo jeżeli będziesz się tam wybierał znajdziesz informacje w internecie.
Dalej – jak prowadzi nawigacja – Sokołów Podlaski, Węgrów, Liw i do Warszawy. Gdy wróciłem do domu, po 12 godzinach intensywnej wycieczki, licznik pokazał 370 km. Poklepałem motocykl, dziękując mu za wspaniałą włóczęgę, i zacząłem zastanawiać się, jak opisać wrażenia z jazdy motocyklem sportowym, który posłużył mi za pojazd turystyczny.
12 godzin to za mało na zwiedzanie tego wszystkiego, ale mimo piątego krzyżyka na karku nie mogę pozbyć się młodzieńczego głodu poznawania i podróżowania motocyklem. Trudno mi znaleźć innych tak napalonych, dlatego podróżuje sam. Ten wyjazd potraktowałem jako rekonesans, wrócę tam, spokojniej poznać kolejne miejsca.
Z elektroniki nie korzystałem, szkoda mi było czasu na naukę, jedynie użyłem kontroli trakcji podczas jazdy w deszczu. W Korczewie zaczęło padać i ok. 70 km jechałem w deszczu. Na mokrej nawierzchni CBR 500R prowadziła się pewnie. Od kilku lat elektronika we wszystkich motocyklach japońskich jest na podobnym poziomie, tu nic przełomowego póki co nie nastąpiło. Rozprawianie, co oferuje jeden czy drugi tryb zostawiam młodym, dla mnie motocykl to rama, koła i silnik. Elektronika usprawnia tylko działanie poszczególnych elementów, ale nie jest kluczowa.
Nasilenie informacji o bunkrach to powód moich zainteresowań II wojną światową. Po drodze trafisz też sporo miejsc pamięć dotyczących Powstania Styczniowego.
Jeżeli zainteresuje cię Honda CBR 500R to moja rada – wypożycz ją na weekend i sprawdź, czy ci pasuje. Już po 150 – 200 km będziesz wiedział czy kochasz ten motocykl, czy raczej będziesz szukał czegoś innego.
CENA: model 2024, kosztuje 33 900 zł.
Zachęcamy do korzystania z GRUPY i umieszczania komentarzy pod artykułami, bo tworzymy je z pasji i dla Was 😉
Dziękujemy za przeczytanie artykułu i wszystkie komentarze pod nim ;-). Abyśmy mogli rozwijać się dla Ciebie polub, obserwuj i udostępnij ten artykuł oraz nasze socialmedia
Facebook: https://www.facebook.com/Motocyklista.info
Grupa na FB: https://www.facebook.com/groups/motocyklista
Twitter: https://twitter.com/motocyklistainf
YouTube: http://www.youtube.com/@Motocyklista
Instagram: https://www.instagram.com/motocyklista.info
TikTok: https://www.tiktok.com/@motocyklista.info