To miejsce to prawdziwa mekka wyścigów motocyklowych, usytuowana zaledwie około 50 km od polskiej granicy. Plan był prosty – wsiadamy na motocykle i ciśniemy na miejsce, żeby cieszyć się oglądaniem wyścigów motocyklowych na żywo. Jak zwykle plan uległ zmianie! Ale o tym później.
Może najpierw warto się przedstawić. Nazywam się Michał Sierpień, w kręgach motocyklowych znany jako „Głaz”. Aktualnie zajmuję się malowaniem motocykli w technice aerografu. Jestem również zawodowym fotografem i dyplomowanym instruktorem fotografii artystycznej. Piszę o tym, bo właśnie mój zawód fotografa znacząco wpłynął na nasz wspólny wyjazd. No właśnie – wspólny! Więc wypadałoby przedstawić też mojego kolegę i kompana motocyklowych przygód. Andrzej Szczygielski, znany w środowisku jako „Biseptol” – to mój wspaniały towarzysz większości wypadów na dwóch kółkach.
Pomysł na wyjazd wskoczył na totalnym spontanie. Plan był taki, by jak normalni ludzie wyjechać w piątek wczesnym rankiem i dotrzeć na miejsce wieczorem. Trasa z Brzozowicy Dużej – mojej miejscowości, liczy 658 km, więc jak najbardziej do ogarnięcia, nawet na tak średnio jurnym rumaku jak dosiadana wtedy przeze mnie BMW R80RT.
- Czech Tourist Trophy
- Czech Tourist Trophy
- Czech Tourist Trophy
Niestety, plan szybko uległ modyfikacji… Wpadły mi dwa zlecenia ślubne pokrywające się z weekendem wyścigu. Pierwsze z nich w piątek, które trwało do 2.00 nad ranem w sobotę. Drugie – w sobotę wieczorem. Na szczęście udało się dogadać, że skończę o 21:00. Motocykl miałem już przygotowany i spakowany od piątkowego poranka, tak, aby po zleceniu wskoczyć w kombinezon i ruszyć w drogę. Oczywiście – jak to przy takich zleceniach – nie obyło się bez opóźnienia. Ostatecznie wyjechałem z domu po 22:00.
Z racji tego, że Biseptol mieszka w Warszawie, umówiliśmy się na pierwszej stacji za miastem, żeby dalszą podróż odbyć już we dwóch. Jestem z tych „dinozaurów motocyklowych”, którzy nie używają nawigacji – posługuję się archaicznym atlasem drogowym. Tym razem jednak mapa została w domu, więc zamiast wjechać na S2 w stronę Łodzi, skręciłem na S8. Na szczęście szybko się zorientowałem, że coś nie gra, gdy nie zastałem szacownego kolegi na umówionej stacji. Szybki telefon, mały objazd – spotkaliśmy się na kolejnej.
Tankowanie do pełna. Biseptol woła mnie do siebie:
– Pokaż gały. Zastrzyk kofeiny niezbędny! – rzucił stanowczo.
Wyciągnął termos z gorącą kawą z górnego kufra swojej VFR800FI w kolorze najbardziej sportowym i najszybszym – czerwonym. I podał mi do wypicia. Zamieniliśmy jeszcze kilka słów i ruszyliśmy. Wyjeżdżając ze stacji, Biseptol spojrzał na mnie, pokiwał głową i w powietrzu wykonał znak krzyża – jakby chciał mnie pobłogosławić. Powód? Moja pozycja na BMW. Liczne modyfikacje w stylu Café Racer’a sprawiły, że była bardziej „scyzorykowa” niż na najnowszych super sportach. Wizja ponad 600 kilometrów w tej pozycji mogła faktycznie wzbudzać współczucie. Ale nie miałem wyboru – moja Yamaha XJR 1300, znacznie wygodniejsza, akurat przechodziła gruntowne Spa w warsztacie.
- Czech Tourist Trophy
- Czech Tourist Trophy
- Czech Tourist Trophy
Stwierdziłem, że skoro kiedyś dało się jechać Jawą czy SHL Gazelą na Litwę, to co to za problem dla BMW dotrzeć do Czech!
Pogoda dopisała – w nocy było 20 stopni, więc jazda była bardzo przyjemna. Jeden postój na tankowanie w Polsce i o wschodzie słońca przekroczyliśmy granicę. Na miejscu byliśmy około 6:00. Camp Allegro – bo tam zamierzaliśmy się rozbić – już tętnił życiem. Mnóstwo motocykli i ludzi z Czech, Słowacji, Niemiec, Holandii i wielu innych krajów.
Zdecydowanie polecam wykupić karnet śniadaniowy – szwedzki stół – naprawdę świetne jedzenie. Zameldowaliśmy się i spotkaliśmy naszego znajomego z dziewczyną – Pawła, mechanika motocyklowego z Siedlec i właściciela warsztatu MotoRTG. Wychodząc z kawą w dłoni, dziewczyna Pawła wskazała na grupkę około 20 osób zebranych wokół mojego BMW i powiedziała:
– Zobacz, jakie pielgrzymki się ustawiają do twojego motocykla!
Wciągnęliśmy śniadanie, wypiliśmy kawę, szybkie rozbicie namiotu – i na wyścigi! Klasę 125 niestety przegapiliśmy, bo zeszło się za dużo czasu nam z rozstawianiem namiotu. Ale kolejne wyścigi to już dawka niesamowitych emocji. Oglądanie na żywo zawodników pędzących na swoich maszynach uliczkami spokojnego na co dzień miasteczka Hořice – coś niesamowitego. Dla fanów motocykli to wspaniała uczta. Jeśli chce się jak my oglądać wyścigi z różnych punktów toru, trzeba się przygotować na sporo chodzenia. Warto, oprócz motocyklowych butów, spakować jakieś trampki lub buty trekkingowe – sporo ścieżek prowadzi przez las i wzniesienia.
Ogromne wrażenie zrobiły na mnie wyścigi klas zabytkowych. Kierowcy, którzy przez cały rok dłubią przy swoich starych maszynach, by tylko wystartować w czeskim wyścigu – i nie odpuszczają nawet na moment. To rywalizacja bez taryfy ulgowej. Dźwięk starych „Dukatów”, BSA, Jaw i dwusuwowych Japonii – coś niebywałego i wartego przeżycia.
- Czech Tourist Trophy
- Czech Tourist Trophy
- Czech Tourist Trophy
No i na koniec – wyścigi Side Car. To, co wyprawiają zawodnicy tych wymyślnych zaprzęgów na torze ulicznym w górskim miasteczku – tego nie można przegapić!
Po pełnej emocji niedzieli, wieczorem przyszedł moment ukojenia przy piwku na campie. A po uderzeniu głową w kant materaca w namiocie, straciliśmy przytomność do rana.
Poranek obudził nas piękną pogodą, która nastała po nocnej burzy. Poranna toaleta, śniadanko, pakowanie mandżuru na motocykle i w drogę. Najpierw na prostą startową do siedziby Automobilklubu Hořice po pamiątkowe t-shirty z jubileuszowej, 30. edycji wyścigu Czech TT. Potem objechaliśmy całą nitkę trasy wyścigu – i powiem szczerze, dopiero po tym przejeździe jeszcze bardziej zaczęliśmy podziwiać zawodników. Większość zakrętów to ślepe łuki – trzeba jechać „na pamięć”, bo przed złożeniem totalnie nie widać jak wygląda dany winkiel. Każda pomyłka może się skończyć wycieczką do lasu, albo – co gorsza – w ścianie budynku.
Ciężko było się rozstać z tym miejscem, ale trzeba było wracać. Obraliśmy inną trasę, żeby nie powielać tej samej drogi. Jadąc przez Częstochowę i Łódź, wstąpiliśmy jeszcze na Track Day, aby spotkać koleżankę Biseptola, ujeżdżającą swoją Ninja 300 na torze.
- Czech Tourist Trophy
- Czech Tourist Trophy
- Czech Tourist Trophy
- Czech Tourist Trophy
Około 21:30 zaparkowałem na swojej posesji. Szczęśliwy z kilku powodów:
Po pierwsze – udało się bezpiecznie dojechać w obie strony na dość leciwym rumaku.
Po drugie – byłem bogatszy o fantastyczne doświadczenie motocyklowe.
Po trzecie – na karcie mojego Canona 5D Mark II przywiozłem całkiem niezły materiał fotograficzny z wyścigu, którym z chęcią się z Wami podzielę.
Do zobaczenia na trasie!
LWG!
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Grube wydarzenie. Szkoda, że u nas takiego nie ma